Opowiadania nieoczywiste

Budda się pomylił. Opowieść rachityczna

Budda się pomylił. Beata Hodorowicz

to historia stworzenia metody, a konkretniej nurtu religijno-filozoficznego, którego celem jest “uwolnienie ludzi od cierpienia”. A jednak to się nie udało. Budda się pomylił.

Ta wzniosła idea jest na tyle kusząca do dnia dzisiejszego, że buddyzm (lub jego odmiany w postaci różnorodnych medytacji) rozlewa się na cały świat. Wydaje się, że właśnie “teraz” (gdy depresja wspina się na szczyty rankingu najczęstszych chorób) bardziej niż kiedykolwiek tego rodzaju “rozwiązanie” jest niezwykle potrzebne. Dlatego buddyzm i medytacje stają się coraz bardziej modne, a w swej istocie są po prostu mentalną pułapką XXI wieku. Proszę pozwolić, że wyjaśnię jaka droga zaprowadziła mnie do wniosku określonego w poprzednim zdaniu. Zaczęło się od pytania:

A jeśli Budda się pomylił?

Jeśli wymyślił metodę tylko dla siebie, jako odpowiedź na jego osobiste problemy, a nie rozwiązanie i “lekarstwo’ na cierpienie dla “wszystkich” ludzi?
Niemal wszędzie przedstawiają nam tylko malowniczą, a wręcz romantyczną część biografii osławionego Buddy – syna władcy, który po latach usłanych luksusami porzucił bogactwa wiedząc ludzkie cierpienia i poświęcił swe życie na poszukiwanie rozwiązania (oświecenia). Pominę pozostają część opowieści, którą zna cały świat i zwrócę uwagę na uparcie pomijany wątek. Otóż “wspaniały” Budda nie tylko porzucił zbytki i majątek, ale również (a może przede wszystkim) porzucił swoją młodą żonę i nowonarodzonego syna.

Nie mogę się powstrzymać i nie pominę dość złośliwego pytania: dlaczego wszem i wobec nie informują o tym fakcie? Być może jest celowo pomijany, by nie umniejszyć “świętości świętego” i nie narazić na szwank jego “krystalicznej” reputacji. Być może “zapominają” o tym, w rzeczy samej, podłym uczynku, by w ludzkich myślach nie pojawiło się ocenianie (zasadnie negatywne) i co gorsza – wątpliwości, które zwiastują chęć samodzielnego myślenia (bo przecież Budda już precyzyjnie “zmyślił” co “powinno się” robić, myśleć, itd.) Oczywiście do prawdy nie dojdę, nie dowiem się dlaczego ukrywają, pomijają lub zapominają o tej ważnej części jego życia – tej w której wyrządził krzywdę. Pozostaną tylko podejrzenia, które niosą dalsze podpowiedzi w formie kolejnych pytań: a może Budda miał “wyrzuty sumienia” i dlatego tak cierpiał? Porzucanie potomstwa nie leży w naszej ludzkiej naturze. Choć oczywiście nie mamy ustalonej definicji precyzującej “co leży w ludzkiej naturze, a co nie”, to mamy historię naszej ewolucji.

W przystosowaniu do wyprostowanej postawy kobiety poniosły większe koszty, ponieważ wyprostowany chód wymagał węższych bioder, co powodowało zawężanie się kanału rodnego. “Śmierć przy porodzie stała się dla kobiet poważnym zagrożeniem. Kobiety, które rodziły po krócej trwającej ciąży, kiedy niemowlęta wciąż miały jeszcze stosunkowo miękki mózg i małą głowę, radziły sobie lepiej i dochowywały się liczniejszego potomstwa. W konsekwencji dobór naturalny faworyzował wcześniejsze porody. I rzeczywiście, w zestawieniu z innymi zwierzętami ludzie rodzą się przedwcześnie, niejako >niedorozwinięci<, w momencie, kiedy ich liczne funkcje życiowe są wciąż niezupełnie ukształtowane. Źrebak potrafi kłusować niedługo po urodzeniu; kocięta potrafią samodzielnie wyruszać na żer zaledwie kilka tygodni po przyjściu na świat. Ludzkie niemowlęta są bezbronne i przez długie lata zależne od dorosłych, zapewniających im pożywienie, bezpieczeństwo, edukację”.(1)

Czy w takich “okolicznościach przyrody” możemy zakładać, że opiekowanie się potomstwem nie leży w naszej naturze? Takie założenie nie ma żadnego sensu, ponieważ paradoksalnie – gdyby miało sens, nasz gatunek przestałby istnieć. Zatem, być może, możemy założyć, że skoro dobór naturalny zadbał o nasze przetrwanie i “wymyślił” sposób na wcześniejsze porody, to wraz z tym wyposażył nas – przykładowo – w instynkt, który jakby nakazuje opiekowanie się potomstwem. W cywilizowanym świecie nazywamy to odpowiedzialnością, a jej brak w tym zakresie: patologią, która jest społecznie piętnowana. “Ewolucja faworyzowała (…) osobniki zdolne wytwarzać silne więzi społeczne”(2), a że nie dała nam żadnych narzędzi, by porzucające potomstwo osobniki “zmusić” do odpowiedzialności, to – być może – pozostawia im… cierpienie.

Budda wymyślił jak pozbyć się cierpienia,
ponieważ zdaniem Wikipedii i jego wyznawców “Budda to istota oświecona; ktoś kto przebudził się ze stanu niewiedzy, wykroczył poza cierpienie ludzkiej egzystencji, posiadł najwyższą mądrość i zerwał z wszelkim przywiązaniem.”(3) “Dharma naucza, że wszelkie cierpienie powstaje z przywiązania, szczególnie przywiązania do ziemskich pragnień. Nirwanę osiąga się, ucząc się, jak osiągnąć spokój umysłu przez przezwyciężenie przywiązania do różnych obiektów materialnych, a także pragnień emocjonalnych (…)”(4) “Sposobem na ograniczenie cierpienia jest usunięcie jego przyczyny, czyli wygaszenie emocji oraz pozbycie się egoistycznych potrzeb oraz pragnień, a tym samym osiągnięcie nirwany.”(5)

Istnieje również “Praktyczny przewodnik, zawierający wytyczne, którymi ludzie powinni się kierować w codziennym życiu, aby podnieść jego wartość, zminimalizować cierpienie i zbliżyć się do oświecenia.”(6) Tym sposobem całe rzesze ludzi znaczną część (lub większość) swojego życia spędza na: zrywaniu z wszelkimi przywiązaniami i wygaszaniu emocji. Oczywiście to ogromny skrót, jednak nie trzeba wymieniać zalecanych 12 czynów, 8 kroków na “Drodze Środka”, 4 szlachetnych prawd, 3 uniwersalnych prawd, 5 wskazówek (wytycznych moralnego zachowania), by zauważyć, że… ludzie jakby przestają żyć, mierzyć się z konsekwencjami własnej nieodpowiedzialności, przestają realnie rozwiązywać życiowe problemy, zakłócają naturalne procesy adaptacji do zmieniających się warunków i wyrzekają się człowieczeństwa, natury ludzkiej oraz siebie samych – wygaszając emocje.

Przed zakończeniem pozwolę sobie na dwie dygresje. Pierwsza dotyczy cytowanej Wikipedii, która traktowana jest powszechnie jako skarbnica wiedzy i rzetelnych informacji. A przecież ten portal tworzony jest przez ludzi więc jest bardzo duże prawdopodobieństwo, że jest pełna nieprawdy, manipulacyjnych historii i fikcji ubranej z profesjonalne żargony. Tutaj zaproszę Simmla, który “aprioryzm przeniósł na historię, zerwawszy z realizmem historyków, widzących w swej nauce po prostu odzwierciedlenie przeszłości. Tymczasem historia, zupełnie tak samo jak przyroda, jest subiektywnym, wedle apriorycznych form powstającym tworem ducha. Jak niegdyś Kant wykazywał czynny udział umysłu ludzkiego w ujmowaniu przyrody, tak Simmel – w ujmowaniu dziejów. Historyk zna jedynie fragmenty dziejów, które zespala za pomocą kategorii apriorycznych i z których dopiero tworzy historię; z chaotycznego materiału zestawia jednolity ciąg rozwojowy. A łudzi się, jeśli sądzi, że jego wyobrażenia i sądy są obiektywne. Na ogół mówią one więcej o historyku niż o przeszłości”.(7)

Być może analogicznie, Wikipedia więcej mówi nam o tworzących ją ludziach, niż o faktach, prawdzie czy wiedzy. Natomiast druga dygresja związana jest z moją obawą, że wydźwięk niniejszego rozdziału może sugerować iż w całości neguję wartość medytacji czy kontemplacji. Zatem zaprzeczam – nie neguję ani kontemplacji, ani medytacji, tylko ideologie, teorie, prowadzenia i jakiekolwiek “przewodnictwo” wplątane w ten absolutnie osobisty i intymny proces.

Człowiek nie potrzebuje żadnych przewodników, a zwłaszcza tych duchowych.

A wracając do mojej niezgrabnej i miejscami złośliwej opowieści o Buddzie, by ją zakończyć –  dodam bardzo ważne wyznanie (o którym zapominają lub wręcz nie uświadamiają sobie piszący, stwierdzający, deklarujący, krytykujący, i inni – ważni, mądrzy, wielcy, a także każdy człowiek) – ja przecież mogę się mylić. Budda też mógł się pomylić. Być może to, co zawiera niniejszy wpis niewiele ma wspólnego z prawdą. Opisuję tylko “jakąś” perspektywę widzenia, rozumienia, a konkretniej ścieżkę myśli jaką prowadzą mnie moje wątpliwości i robię to z nadzieją, że każdy czytający rozbudzi swoje własne wątpliwości – nie tylko na temat Buddy. Mam wrażenie, że moja opowieść, która w istocie opowieścią wcale nie jest, niesie szansę na zapraszanie wątpliwości, otwierające wrota do chaotycznego, a jednak samodzielnego myślenia. Dzięki temu możemy uwalniać się od historii, które nakazują, zakazują, pouczają – innymi słowy – manipulują nami i prowadzą nas do zaprzeczania ludzkiej naturze, czyli do wygaszania emocji…fenomenologii ludzkich emocji.


Ja Beata. Wariatka

Postaw kawę. Beata Hodorowicz

 

(1) Yuval Noah Harari, “Sapiens, Od zwierząt do bogów”, Wydawnictwo Literackie, 2019, str. 17
(2) Tamże, str. 17
(3) https://pl.wikipedia.org/wiki/Budda
(4) Tamże
(5) Tamże
(6) Tamże
(7) Władysław Tatarkiewicz. Historia Filozofii Tom 3. Wydawnictwo PWN, Warszawa 2014, str. 117


Budda się pomylił… 

Ja Beata

You may also like

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.