…jak nieżywe jest życie człowieka, który najczęściej jest “gdzieś indziej”? A wszystko zaczyna się niezauważalnie…
Wiele lat, byłam GDZIEŚ INDZIEJ niż faktycznie byłam. Zachowywałam się jak “nieśmiertelna”, bo… chyba tylko nieśmiertelnych stać na luksus nieustannego przemieszczania się z przeszłości do przyszłości i odwrotnie, w dowolnej chwili dnia i nocy, bez żadnych konsekwencji. Dla zwykłego śmiertelnika, to przecież głupota w czystej postaci, by “wiecznie” być gdzieś indziej, niż w chwili, która właśnie się wydarza, bo… to wszystko tak szybko mija. Po prostu byłam głupia, ale niemiło mi to przyznać, dlatego wymyśliłam “nieśmiertelną”, by rozumieć i przyjąć poziom absurdu takiego stanu i… opowiem Ci jak nieżywe jest życie człowieka, który najczęściej jest “gdzieś indziej”.
Wszystko zaczyna się…nie wiem gdzie, bo mnie tam nie było, byłam GDZIEŚ INDZIEJ i…nie przypomnę sobie, bo okoliczności, myśli, obrazy, zapachy i emocje nie były ze sobą połączone – a ponoć tylko tak zapamiętujemy najlepiej (neurobiologia). Ciałem byłam w danym miejscu, a myślami…zupełnie gdzieś indziej. Zatem synapsy w moim móżdżku dostały impuls płynący z rzeczywistej sytuacji, ale emocje (lub zwykła uwaga – ściągnięcie myśli do danej chwili), a konkretniej brak emocji i uwagi – nie pomogły utrwalić nowej synapsy. (ps. możesz sprawdzić jak to działa i jeśli amerykańscy naukowcy odkryli już nowszą teorię, obalającą >jak zwykle< poprzednią, to popraw mnie proszę).
W pracy, już chciałam być po pracy. Po pracy, martwiłam się tym, co w pracy i jutro. Gotując, już chciałam jeść. Jedząc, chciałam jak najszybciej położyć się na kanapie lub robić to coś, co zaplanowałam na wieczór. Gdy robiłam to coś, nawet przyjemnego, to już myślami błąkałam się w przyszłym tygodniu. Kąpiąc się już chciałam być tam, gdzie się wybierałam. Będąc tam już chciałam być zrelaksowana i rozbawiona. Rozmawiając z kimś, już chciałam tańczyć. Tańcząc, chciałam pić, rozmawiać i śmiać się. Gdy kładłam się do łóżka wracałam do kłótni, które kiedyś mogłam zakończyć inaczej, do problemów, które mogłam rozwiązać w zupełnie inny sposób, a potem..niemal w tej samej sekundzie już byłam w świecie zamartwiania się o przyszłość. Widziałam problemy, które kiedyś się pojawią i złościłam się, że nawet w wyobrażeniu o przyszłości nie rozwiązują się tak jak ja chcę.
Na własnym ślubie też chyba byłam gdzieś indziej, bo nie pamiętam ani wyrazu jego oczu, ani tonu głosu, gdy wymawiał słowa przysięgi, ani siebie i tego jak się czułam. Mam w sobie tylko kilka puzzli i zdjęcia, które dowodzą, że to stało się naprawdę. Na rozwodzie też byłam gdzieś indziej – już chciałam pić wino z przyjaciółkami. A pijąc wino, chciałam być w domu, by wreszcie popłakać i wrócić myślami na salę sądową, by to i owo powiedzieć inaczej. Niemal nigdy nie byłam całą sobą w danej chwili. Nie przeżywałam tak naprawdę swojego życia tylko rozbijałam się między przeszłością i przyszłością, jakby TERAZ nie istniało nigdy. Zawsze wymykało mi się z rąk, rozpływało zanim zdążyłam zauważyć, uciekało w niepamięć, jak kolejne lata życia.
Żyjąc, nie żyłam.
Gdy to zrozumiałam okazało się, że tego procesu nie da się tak łatwo zatrzymać. Nie byłam w stanie zatrzymać siebie…przerażające doświadczenie. Zaczęłam wątpić w to, że potrafię panować nad sobą, a przecież byłam przekonana, że świetnie kontroluję siebie i swoje życie. Pod wątpliwość poddałam własną wolną wolę i zauważyłam, że jej zupełnie nie mam, bo przecież chciałam się zatrzymać, ale to nie było możliwe. Zaczęłam wątpić w dobre rady, bo żadna z nich się nie sprawdziła w moim życiu. Zwątpiłam nawet w świadomość siebie i …miałam rację. Zwątpienie we wszystko było ważnym momentem…
Dotarło do mnie, że nie mam przeszłości, ani przyszłości. Ani tam, ani tam nie mogę nic zrobić, zmienić, poprawić, usunąć, czy dodać. Jedyne co mam naprawdę to, tylko tę CHWILĘ – nic więcej.
Dosłownie NIC więcej – tylko tę chwilę, która jest tylko TERAZ. Możesz mnie wyśmiać, bo przecież to żadne wielkie odkrycie. Na każdym niemal kroku mówią, piszą i radzą, by być w tu i teraz, ale…zrozumiałam, że wiedzieć coś, a rozumieć, to zupełnie inne sprawy. Można nawet coś rozumieć, ale jeśli nie dotarło (do świadomości wystarczająco głęboko) to i rozumienie nie pomoże w życiu… co teraz?