Filozoficzne

KWANTowe mistyfikacje

To nowoczesne bajki dla dorosłych, w których główną rolę odgrywa mechanika kwantowa, a liczba fantazji z nią związanych chyba może już konkurować z kreatywną płodnością zespołów Walta Disney’a. Są tak fascynujące, że wciągają nie tylko wyobraźnię, myśli i ludzki umysł, ale również zawartość portfeli, ponieważ te bajki wcale nie są dla odbiorców tanie.

Właśnie dlatego – a uściślając, między innymi dlatego, pozwalam sobie nazywać je wprost – to mistyfikacje, czyli „celowe wprowadzanie w błąd, udawanie kogoś innego, tworzenie pozorów lub aranżowanie fałszywych instytucji, sytuacji” (1) – idąc za wyjaśnieniem znaczenia owego słowa w ogólnodostępnej Wikipedii. Natomiast fakt, że wyciągają pieniądze wcale nie jest najgorszy. Znacznie groźniejsze jest to, że potrafią odebrać rozsądek, umiejętność samodzielnego myślenia oraz wolność. W niniejszej pracy postaram się opowiedzieć o moich podejrzeniach: jak dochodzi do tak groźnych strat wśród odbiorców owych kwantowych mistyfikacji oraz zaproponuję odpowiedź na pytanie: jak to możliwe, że dorośli ludzie „dają się nabrać”? Jednak w pierwszej kolejności wyjaśnię, o jakie bajki chodzi, czyli co znajduje się w zbiorze kwantowych mistyfikacji – z nadzieją, że to wyjaśnienie pomoże wstępnie odróżniać je od kwantowych teorii naukowych i filozoficznych, które również mogą brzmieć fantastycznie, co przybliżę w kolejnym rozdziale.

Dzisiaj za pośrednictwem szerokiego wachlarza usług, kursów on-line i warsztatów można zrobić dosłownie wszystko – powiadają – ponieważ nasz świat jest pełen nieograniczonych możliwości, a człowiek nigdy wcześniej nie miał dostępu do „tych” wszystkich tajemnic. Można całkowicie zmienić swoje życie i rozwiązać niemal wszystkie problemy. Można wreszcie pozbyć się ciężarów dnia codziennego i zamienić je w niekończącą się sielankę. Można natychmiastowo pozbyć się wszystkich traum, niechcianych emocji oraz wszelkich innych komplikacji, które stoją na drodze do szczęścia i życiowego spełnienia. Można wreszcie osiągnąć oszałamiające bogactwo, zbudować życie z najskrytszych marzeń oraz przyciągnąć prawdziwą miłość. Do tego, wreszcie, można nieustannie podróżować i tylko cieszyć się życiem – wolnością od trosk połączoną z dostatkiem bezwarunkowej miłości.

Co najważniejsze – by zrealizować powyższe punkty, nawet jednocześnie, wcale nie trzeba wielkiego wysiłku, nie trzeba uczyć się i poszukiwać wiedzy z różnych źródeł, by prawdziwie poznać siebie. Nie trzeba brać odpowiedzialności za swoje życie i podejmowane decyzje. Nie trzeba żadnych długoterminowych procesów – żadnych terapii, żadnych wykwalifikowanych specjalistów, żadnego niepotrzebnego studiowania lub czytania, bo wszystko można zmienić „kwantowo”. Przykładowo, wystarczy kurs on-line, by wykonać „kwantowy skok” do nowego życia. Wystarczy zastosować autorską metodę, by w odpowiedni sposób wysłać swoją osobistą intencję do wszechświata, która poprzez kwantową „magię nauki”, całkowicie wszystko zmieni. Wystarczy kupić „odpowiednie” medytacje, by przenieść się w kwantową przestrzeń i będąc „tam”, zmienić swoją osobowość „tutaj” na ziemi – już wolną od doczesnych problemów. Innymi słowy, mówią to, co człowiek chce lub potrzebuje usłyszeć, zwłaszcza wtedy, gdy znajduje się na „życiowym zakręcie” lub rzeczywiście myśli o zmianie w swoim życiu. Zatem – kupuje, i z każdym dniem wciąga się coraz silniej w kwantowe mistyfikacje traktując je jako inspirację, „wiedzę”, a nawet ratunek, nie zauważając pułapki – utratę wolności i zdolności do autentycznej autorefleksji.

Już w tym miejscu czytelnik może postawić mi dwa zarzuty. Pierwszy, z pytaniem, czy aby nie przesadzam z sarkazmem, gdy słowami obrazuję kwantowe mistyfikacje. Odpowiem: być może, jednak proszę pozwolić, że wyjaśnię, jaki jest fundament owego sarkazmu. To nie żadne z tajemnych mocy, czy mistycznych wglądów, ani też żadne pobrania z pola kwantowego. Ja niestety mam tylko wykształcenie – magister marketingu oraz 15 letnie doświadczenie zawodowe. To przyziemna i mało atrakcyjna przyczyna, za sprawą której wyraźnie widzę, że te arcypozytywne ideologie, metody i zestawy słów są częścią marketingowych strategii. Ich brzmienie zostaje poddane „uwiarygodnieniu”, poprzez odpowiednie dobranie grupy docelowej, co umożliwia dopasowanie całego przekazu do potrzeb lub najczęstszych problemów odbiorców. Następnie, poprzez dodanie wybiórczych faktów i badań naukowych, o czym szerzej napiszę już w kolejnym rozdziale, i nagminne nadużywanie kwantyfikatorów – oczywiście nie w sensie matematycznym, tylko językowym, na przykład: „wszystko, wiele, większość”, co zaznaczyłam kursywą w poprzednich akapitach.

Innymi słowy, te ociekające bezwarunkową miłością, szczęśliwością i kwantową magią przekazy są wyposażone w manipulacyjne zasady marketingu, które dla zagubionego człowieka brzmią jeszcze atrakcyjniej niż… zbawienie. Postaram się odsłonić choć część marketingowych manipulacji, co być może pozwoli na wycofanie lub choć zredukowanie wagi pierwszego zarzutu. Tymczasem przejdźmy do drugiego zarzutu – dlaczego tak mocno i nieelegancko odnoszę się do faktu, że twórcy kwantowych mistyfikacji zarabiają na nich pieniądze. Nawet jeśli ich opowieści to mistyfikacje, a w jakiś sposób pomagają odbiorcom, to przecież nic innego jak zrealizowane prawo rynkowe. Istnieje potrzeba, na którą znajduje się oferta jej zaspokojenia, zatem naturalną konsekwencją jest przepływ pieniądza. Jak dodamy do tego prawo do wolności słowa oraz fakt, że – przykładowo – pisarze też zarabiają na nieprawdziwych opowiadaniach, czyli na fikcji literackiej to wygląda na to, że powinnam schylić czoło i przeprosić za swój nieelegancki atak.

Tymczasem, ja pozwolę sobie, po pierwsze – skorzystać z mojego prawa do wolności myśli i słowa. Po drugie, podam tylko jeden argument, który jest wyjaśnieniem oraz potwierdzeniem zasadności mojego „ataku”. Pisarze nie wmawiają ludziom, że ich fikcja literacka jest prawdą. Natomiast kwantowi mistyfikatorzy uważają i głoszą, że to co zmyślają – to prawda. Ośmielają się twierdzić jakie są „nowe prawa natury – kwantowe”, nie zważając na to, że „starych praw natury” nikt ostatecznie nie zdefiniował, nie określił, a wręcz przeciwnie – znamienite umysły naukowe i filozoficzne o międzynarodowej sławie otwarcie przyznają, że – nie wiemy. Nawet nie wiemy co to jest „prawda”(2) . Oczywiście przyznam, że mogłam wybrać być może bardziej „elegancką” i być może bardziej stosowną do tematu formę. Mogłam ogłosić, że oto ja – jestem mesjaszem i uratuję Was – bracia i siostry uratuję Was przed kwantowymi szarlatanami i napiszę jaka jest prawdziwa prawda.

Jednak nie mogę tego zrobić, ponieważ wiem, że nie wiem jaka jest prawda i zapewniam, że to nie jest kokieteria, która ma za zadanie przywołać skojarzenia ze słowami wielkiego Sokratesa. Jedyne co wiem, to – gdzie i jak manipulują marketingowymi chwytami i taką wiedzą mogę się podzielić, jednak nie wiem jaka jest prawda dotycząca kwantowego świata i kwantowych możliwości, co mam wrażenie – łączy nas wszystkich. Jednak, przejdźmy do pierwszego i ulubionego elementu mistyfikacji.

Badania i teorie naukowe – jako fundament kwantowych mistyfikacji.

Badania naukowe, słowa wielkich i znanych osób, sentencje wyjęte z kontekstu zdań, to od wielu lat element marketingowych schematów, ponieważ pozwalają zbudować wiarygodność przekazu, wykorzystując autorytet źródła – człowieka naukowca czy powszechnie szanowanej osobistości. Celem jest montowanie w odbiorcach przekonania, że całość przekazu jest prawdą, ponieważ zawiera w sobie elementy potwierdzone badaniami naukowymi, czyli „prawdę”. Pomijając już kwestię oceny czy to marketingowe manipulacje, czy nie – co nie jest łatwym zadaniem, ponieważ rozróżnienie bywa bardzo trudne. Proponuję spojrzeć na „prawdę” w badaniach naukowych, co być może nieco poszerzy perspektywę widzenia wiarygodności jakichkolwiek badań naukowych – nawet tych „najprawdziwszych”. By to uczynić wystarczy skorzystać z wiedzy, którą ma dla nas historia.

Przykładowo – pod koniec XIX w. naukowcy odkryli eter i wierzono przez długie lata w teorię eteru, która powstała wraz z rozwojem elektrodynamiki. Sama koncepcja eteru wywodziła się ze starogreckiej koncepcji żywiołów. Eter był „piątym żywiołem” wprowadzonym przez Arystotelesa i pełnił ważną funkcję jeszcze w początkach nauki nowożytnej, u Kartezjusza. Co niezwykle ciekawe, Maxwell wprowadził do nauki koncepcję „eteru elektromagnetycznego”, a następnie udowodnił, że jest on tożsamy z „eterem światłonośnym”, co doprowadziło go do odkrycia elektromagnetycznej natury świata. Dopiero szczególna teoria względności Alberta Einsteina usunęła konieczność istnienia eteru, a dzisiaj nawet w Wikipedii wyczytamy „Eter – historyczna, odrzucona przez falsyfikację współczesną nauką teza o ośrodku, w którym rozchodziły się fale elektromagnetyczne w tym światło”(3) .

Innymi słowy mamy obraz „prawdy” udowodnionej badaniami naukowymi, co z dzisiejszej perspektywy już nie jest prawdą, ani też elementem żadnej teorii. Kolejny przykład połączę z dwukrotną laureatką Nagrody Nobla, Marią Skłodowską-Curie, która między innymi odkryła rad – nowy pierwiastek, który był używany w terapii nowotworowej. „Obecnie rad nie jest już stosowany, ze względu na dużą radioaktywność, powodującą białaczkę u osób uczestniczących w produkcji soli radu”(4) , co nie jest żadną tajemnicą, a powszechnie dostępną informacją w Wikipedii. Takich przykładów historia ma dla nas niezliczoną ilość, zatem może warto mieć to zjawisko – dezaktualizacji wiarygodności badań naukowych – na uwadze zanim cokolwiek uznamy za prawdę.

Być może pragmatyczna propozycja Richarda Rorty mówiąca o tym, że musimy żyć z prawdą, jaką daje nam dzisiejszy dzień i mieć w sobie gotowość, by jutro uznać ją za błąd – okaże się nie tylko rozsądna, ale również wspierająca w procesie poznawania i przyswajania publikowanych teorii czy wyników badań naukowych. Natomiast moim skromnym zdaniem, myślę, że to dobra droga, by nie zwariować w gąszczu jaki oferuje nam między innymi mechanika kwantowa. W tym miejscu zapraszam na krótki przegląd interpretacji naukowych oraz filozoficznych mechaniki kwantowej. Proszę sprawdzić i ocenić, czy mogą upoważniać do głoszenia „prawdy”, czy jednak potwierdzają zasadność określenia „kwantowi mistyfikatorzy” względem osób, które wykorzystują fizykę kwantową dla tworzenia swoich pozanaukowych i pseudo – psychologicznych teorii.

Dr hab. Andrzej Łukasik w swojej książce „Filozoficzne zagadnienia mechaniki kwantowej” stwierdza, że liczba interpretacji wciąż rośnie, więc trudno określić, ile ich dokładnie jest. Jednocześnie sugeruje, że można wyróżnić co najmniej dwa odmienne podejścia do samego zagadnienia interpretacji mechaniki kwantowej. Jako pierwsze wymienia „egzegezę struktur matematycznych” i jako przykładowe prezentuje stanowisko Michała Hellera: „Podkreśla on, że strukturę matematyczną teorii należy traktować dosłownie, ponieważ jest to jedyny (oczywiście poza eksperymentem) sposób uzyskania <wglądu> w mikroświat”(5) . Dodatkowo Heller postuluje  „zasadę interpretacyjnej oszczędności”, czyli bez narzucania dodatkowych treści, w szczególności wyobrażeniowych modeli ukształtowanych na bazie percepcji świata makroskopowego.

Drugie podejście do interpretacji mechaniki kwantowej jest próbą przełożenia na codzienny język tego, co mówi formalizm mechaniki kwantowej, czyli próba wypracowania jakiegoś obrazu mikroświata. Interpretacje naukowe muszą zgadzać się z przewidywanymi przez mechanikę kwantową wynikami eksperymentów. Jednak mimo to, interpretacje bywają radykalnie różne, a nawet przyjmują postać spekulacji wykraczających poza możliwości jakiegokolwiek testu empirycznego. Zatem spotykamy się z paradoksem: mechanika kwantowa jest najdoskonalszą teorią fizyczną, jaką kiedykolwiek skonstruowano (zdaniem naukowców), a jednocześnie jest fundamentem tak wielu odmiennych interpretacji naukowych i filozoficznych, pomijając w tej części mistyfikacyjne.

Zdaniem Johna Gribbina powodem powyższego jest ograniczona ludzka wyobraźnia, a interpretacje mechaniki kwantowej określa jako „kule inwalidzkie naszej ograniczonej wyobraźni, sposoby uchwycenia dziwności świata kwantów, która nigdy nie znika i pozostaje poza zasięgiem naszego codziennego doświadczenia”(6) . Natomiast Andrzej Łukasik wymieniając: superpozycję stanów, kwantowe splątanie czy redukcję wektora stanu podczas pomiaru i inne paradoksy mechaniki kwantowej, dodaje „stanowią niewątpliwie wyzwanie dla naszej wyobraźni”(7) . Dlatego na „dzisiaj” mamy do wyboru wiele różnych propozycji interpretacji i choć nie wykazano, by którakolwiek z nich była lepsza od innych, to nie jest wykluczone, że pewnego dnia, jedna z nich okaże się tą właściwą interpretacją mechaniki kwantowej. Zatem poszukując tej „właściwej”, która przyczyni się do głębszego zrozumienia świata, proponuję rozpocząć

skrótowy przegląd od historycznie pierwszej interpretacji mechaniki kwantowej.

Interpretacja Kopenhaska często określana mianem „ortodoksyjnej” lub „zwykłej”. Jej twórcą był Bohr, który sformułował zasadę komplementarności i zaproponował nowe użycie terminu „zjawisko”, który w mechanice klasycznej oznaczał obiektywny przebieg procesów w przestrzeni i czasie. Natomiast w mechanice kwantowej „zjawisko” winniśmy stosować do opisu „obserwacji otrzymanych w warunkach, w których opis uwzględnia cały układ eksperymentalny”(8) . Zdaniem Bohra mechanika kwantowa jest obiektywnym opisem tak pojmowanych zjawisk. Innymi słowy, w mechanice klasycznej oddziaływanie między przyrządem pomiarowym a badanym obiektem może być pominięte, ponieważ nie wpływa w istotny sposób na przebieg obserwowanego zjawiska.

Natomiast w mechanice kwantowej oddziaływanie przyrząd – obiekt stanowi integralną część zjawiska i muszą być traktowane jako niepodzielna całość, ponieważ stan przyrządu ulega splątaniu ze stanem badanego obiektu. Zatem pojawia się stwierdzenie „w istocie pomiar daje nam informację o reakcji przyrządu pomiarowego na oddziaływanie obiektu, a nie informację o tym, jak zachowują się obiekty nieobserwowane („same w sobie”). Nie ma żadnego sensu mówienie o tym, jak zachowują się mikroobiekty niezależnie od wykonywanych obserwacji i pomiarów, ponieważ ich stan kwantowy przed pomiarem opisywany jest w kategoriach zespolonych amplitud prawdopodobieństwa, a kwantowej superpozycji stanów nie da się wyrazić w kategoriach języka codziennego (i języka fizyki klasycznej)(9) . To, co się dzieje pomiędzy pomiarami znajduje się całkowicie poza naszymi możliwościami poznawczymi.

Natomiast wracając do zasady komplementarności, która stanowi fundament interpretacji kopenhaskiej, znajdujemy powiedzenie Bohra „contraria sunt complementa” – przeciwieństwa są  komplementarne, co A. Łukasik wyjaśnia w następujący sposób „na przykład światło nie jest ani ciągłą falą elektromagnetyczną, ani nie jest strumieniem dyskretnych cząstek – fotonów, ale może być opisane w pewnej klasie eksperymentów jako fala, w innej zaś jako strumień fotonów, nigdy zaś jako jedno i drugie równocześnie, ponieważ aspekt korpuskularny i falowy są niewspółmierne ze sobą. Chcąc jednak znać własności światła, musimy poznać oba komplementarne aspekty.

Komplementarnych opisów uzyskanych we wzajemnie wykluczających się sytuacjach eksperymentalnych nie jesteśmy w stanie <zobiektywizować>, czyli połączyć w poglądowym modelu samoistnej czy też niezależnej od sytuacji eksperymentalnej realności fizycznej”(1)0. Zdaniem Bohra nie jest to celem nauki i twierdzi, że zamiast dociekania „istoty rzeczy” wystarczy „ustanowienie ilościowych zależności między rezultatami pomiarów”(11) , ponieważ mechanika kwantowa mówi nam wyłącznie o tym, co można zaobserwować i zmierzyć, a nie o tym, jaka jest „rzeczywistość obiektywna”. Natomiast rolę i znaczenie „obserwatora” Bohr ujmuje w następujący sposób „To jaką odpowiedź dostaniemy, zależy od tego, jakiej użyliśmy aparatury pomiarowej i w tym sensie (i jedynie w tym sensie) przebieg zjawisk zależy od obserwatora”(12), co Łukasik cytuje w swojej książce.

Druga interpretacja mechaniki kwantowej znana jest jako „ukryty porządek” i jest dziełem Davida Bohma, a następnie rozwijana wspólnie z Basilem Hileyem. Twórca stwierdził, że interpretacja kopenhaska w istocie niczego nie wyjaśnia, przeczy podstawowym intuicjom fizycznym, nie pozwala na zrozumienie ontologii świata kwantowego i jest niezadowalająca z filozoficznego punktu widzenia. Dlatego Bohm postuluje „istnienie głębszego, subkwantowego porządku, niedostępnego dla standardowej mechaniki kwantowej, w opisie którego zachowane byłyby klasyczne pojęcia przyczynowości, ciągłości i obiektywnej realności indywidualnych mikroobiektów”(13). Natomiast jednym z podstawowych założeń interpretacji parametrów ukrytych jest funkcja falowa, która nie stanowi jedynie narzędzia matematycznego pozwalającego na obliczanie prawdopodobieństw wyników pomiarów, ale reprezentuje pewne pole fizyczne, zwane potencjałem kwantowym niosącym informacje o całym otoczeniu poruszającej się cząstki.

Zatem zdaniem Bohma w tej interpretacji można „próbować wyobrażać sobie, co się dzieje na poziomie kwantowym i przyczyniać się do rozwoju nauki, również przez sposoby myślenia oparte na poglądowych modelach, a nie tylko na formalizmie matematycznym”(14). Holistyczny charakter interpretacji Bohma ujmuje świat jako niepodzielną całość, natomiast potencjał kwantowy wprowadza nielokalne połączenia między różnymi, dowolnie odległymi obiektami we Wszechświecie.

Kolejną interpretacją mechaniki kwantowej jest interpretacja wielu światów, którą sformułował Hugh Everett III, rozwijali ją John Wheeler, Neill Graham i Bryce de Vitt, natomiast obecnie, w zmodyfikowanej formie kontynuuje David Deutsh. W tej interpretacji „realizują się wszystkie składowe superpozycji. Każda z nich realizuje się jednak w innym świecie, co znaczy, że każde przejście kwantowe prowadzi do rozszczepienia Wszechświata na wiele nieoddziałujących ze sobą kopii, które istnieją dalej równie realnie i niezależnie od siebie jako wszechświaty równoległe. Obserwator jako część świata podlega również takiemu , ale brak oddziaływania między owymi światami sprawia, że nie może tego odczuć – jego pamięć jest związana tylko z jedną gałęzią Wszechświata”(15).

Zatem Wszechświat jako całość jest ściśle deterministyczny, rządzą nim obiektywne prawa i nie ma w nim „przeskoków kwantowych”. Natomiast istnieje, być może nieskończenie wiele wszechświatów i tym samym nieskończenie wiele kopii każdego z nas i „dokonując wyboru składowej spinu cząstki, którą obserwujemy, nie zmuszamy składowej spinu innej cząstki, położonej daleko stąd w innej części Wszechświata, do przyjęcia uzupełniającego stanu, lecz wybieramy gałąź rzeczywistości, w której żyjemy” (16).

Choć następna interpretacja jawi się niezwykle skomplikowanie, to być może można zaryzykować ujęcie jej w następujące stwierdzenie: poruszająca się cząstka kwantowa eksploruje wszystkie możliwe drogi czasoprzestrzeni. Jednak to, jaki będzie stan układu w przyszłości, zależy wyłącznie od tego, jaki jest stan układu teraźniejszości. To interpretacja „sumy po historiach”, którą w latach czterdziestych XX wieku zaproponował Richard P. Feynman. W tym stanowisku odsłania się zasada najmniejszego działania, która bywa nazywana „zasadą lenistwa natury”, a jej odzwierciedlenie stanowi fakt, że wszystkie układy w przyrodzie wykazują tendencję do realizacji stanów o możliwie najmniejszej energii. Podobny mechanizm można dostrzec w funkcjonowaniu ludzkiego umysłu, co badał Daniel Kahneman i stwierdził, że „lenistwo jest głęboko wpisane w naszą naturę”(17). Zatem cząstka w superpozycji eksploruje wszystkie drogi – wszystkie historie, jednak rzeczywistą, jedyną jest ta w której działanie S jest najmniejsze.

Natomiast nawiązując do słów Feynmana, jego pogląd na mechanikę kwantową wyraża cytat z jego książki QED. Osobliwa teoria światła i materii: „Musimy pogodzić się z dziwacznymi efektami”, prawdopodobieństwa są wzmacniane i osłabiane, światło odbija się od całej powierzchni zwierciadła, światło biegnie nie tylko po liniach prostych, fotony poruszają się szybciej lub wolniej niż przyjęta prędkość światła, elektrony biegną wstecz w czasie, fotony z nagła tworzą pary elektron-pozyton i tak dalej. Musimy się z tym pogodzić, aby pojąć, jak właściwie działa Natura pod powierzchnią niemal wszystkich zjawisk, jakie obserwujemy w świecie”(18). Jednocześnie otwarcie przyznaje, że z punktu widzenia zdrowego rozsądku teoria elektrodynamiki kwantowej opisuje Naturę w sposób absurdalny i wyraża nadzieję, że zaakceptujemy Naturę taką, jaka jest, czyli absurdalną. Jego zdaniem „poczucie absurdalności czy paradoksalności jest wyłącznie rezultatem konfliktu między ukazaną przez mechanikę kwantową rzeczywistością a naszymi wyobrażeniami na temat tego, jaka rzeczywistość ”(19).

Kolejna propozycja – interpretacja transakcyjna, przyjmuje realność fal mechaniki kwantowej i możliwość, że poruszają się one zarówno w przód w czasie, jak i wstecz w czasie. Sformułowana została przez Johna Cramera, który odrzuca efekt „nadmiarowości” formalizmu matematycznego, jednak to matematyczny fakt stanowi podstawę interpretacji transakcyjnej. Zdaniem Cramera, jego interpretacja pozwala pozbyć się kategorii obserwatora i tym samym dyskusji na temat zależności wyników eksperymentów od naszych świadomych decyzji, ponieważ „fala propozycja” spotyka się z „falą potwierdzenie”. Tak dochodzi do „uścisku dłoni” przez czasoprzestrzeń, dzięki czemu cząstka „wie” jakie są możliwości (przy układzie szczelin – otwarte dwie czy jedna).

Ostatnią z wymienionych w niniejszym szkicu interpretacji mechaniki kwantowej jest „model dekoherencji” (Heinz-Dieter Zeh, Wojciech Żurek). Dekoherencja stanu kwantowego powodowana jest przez wpływ otoczenia, co zapobiega trwaniu superpozycji. Zatem nie ma  potrzeby wprowadzania kategorii świadomego obserwatora, ponieważ „pomiar” wykonuje środowisko. Innymi słowy, oddziaływanie układu kwantowego z innymi obiektami, niszczą kwantową koherencję funkcji falowych, a sam pomiar nie jest szczególnie wyróżnionym rodzajem oddziaływania.

Wszystkie wymienione wyżej interpretacje mechaniki kwantowej mają swoje uzasadnienie naukowe, co szeroko i precyzyjnie opisuje Andrzej Łukasik w swojej książce „Filozoficzne zagadnienia mechaniki kwantowej”. W tej samej publikacji opisana jest również krytyka niemal każdego ze stanowisk wraz z rzetelnym uzasadnieniem. W zakończeniu książki czytamy „właściwie trudno nawet mówić o jakimś , ponieważ nie ma jednej powszechnie przyjętej interpretacji mechaniki kwantowej, a różne interpretacje oferują nam radykalnie odmienne wizje rzeczywistości. Nie wiemy, czy któraś z nich okaże się właściwa, czy też pozostaniemy na zawsze z koncepcją wielości rzeczywistości”(20) . Proszę pozwolić, że w tym miejscu ponowię pytanie i moją prośbę o ocenę – czy powyższe teorie mogą upoważniać do głoszenia „prawdy”, czy jednak potwierdzają zasadność określenia „kwantowi mistyfikatorzy” względem osób, które wykorzystują fizykę kwantową dla tworzenia swoich pozanaukowych, pseudo – psychologicznych i wręcz magicznych teorii? Pozostawiając pytanie bez mojej propozycji odpowiedzi, zapraszam do drugiego elementu mistyfikacji.

Kwantowy marketing, czyli cud + tajemnica + autorytet.

Trzy siły, „które potrafią na zawsze zwyciężyć i opanować sumienie tych słabych”(21) pisał Fiodor Dostojewski w poemacie „Wielki Inkwizytor”, a jego proroctwo spełnia się do dzisiaj, bo „nie ma i nie było nic bardziej nieznośnego dla człowieka i dla ludzkiej społeczności niż wolność”. Człowiek woli spokój „a nawet śmierć, od wolnego wyboru…”. Ludzie nie chcą „wolności, której oni w swojej prostocie i przyrodzonej skłonności do nieładu nie mogą pojąć, której boją się i lękają”(22) . Dlatego bardzo chętnie korzystają z gotowych rozwiązań, które na przykład, obiecują, że dostarczają uwalniającego cudu, spełniają ważną ludzką potrzebę lub likwidują uwierający problem – już pomijając problematykę eschatologii.

Zatem wystarczy połączyć TAJEMNICĘ, czyli wybrane elementy z mechaniki kwantowej; CUD, czyli oferowaną na przykład możliwość wykonania „skoków kwantowych” do nowego życia, co potwierdzają historie zadowolonych klientów (pojawia się dodatkowy element marketingu w postaci „dowodu społecznego”); AUTORYTET, czyli badania naukowe oraz selektywnie wybrane cytaty oraz nazwiska powszechnie szanowanych osobistości.

Otrzymany w ten sposób cocktail należy podpiąć do ideologii, produktu czy usługi, przypudrować manipulacyjnym copywritingiem i „maszyna zniewalania” ludzi gotowa. Produkty i usługi, w tym on-line sprzedają się jak potoczne świeże bułeczki, natomiast ja – ta sarkastyczna – teoretycznie pozostaję z poważnym problemem w postaci wymienionego wcześniej „dowodu społecznego”. Jeśli istnieją historie zadowolonych klientów, którym udało się zmienić życie przy pomocy quasi-kwantowych metod, to wygląda na to, że mój pomysł na „ratowanie ludzkości” przed kwantowymi mistyfikacjami tutaj kończy się niepowodzeniem… Nic podobnego. Szukając odpowiedzi na pytanie: jak to możliwe, że kwantowe mistyfikacje działają? Znalazłam:

PLACEBO, czyli krótka opowieść o cukrowej pastylce, która potrafi uruchomić w ludzkim ciele uzdrawiające procesy chemiczne. Teoretycznie niemożliwe zjawisko, ponieważ poza wyglądem, pastylka nie ma nic wspólnego z prawdziwym lekiem pełnym specjalistycznej i odpowiednio spreparowanej „chemii” – ujmując rzecz bardzo ogólnie. Zatem jak to możliwe, że działa? Otóż cudotwórczym elementem sprawiającym, że cukier działa jak lek, jest „wiara”. Wystarczy, że pacjent naprawdę uwierzy, co jest warunkiem koniecznym, a cukrowa pastylka zadziała – zdziała cuda. Nie przyniesie żadnych rezultatów tylko u tych osób, które są oporne na sugestie, straciły nadzieję na wyleczenie i nie mają pełnego zaufania do lekarzy. Natomiast z powodzeniem zadziała u tych pacjentów, dla których biały kitel jest świętością, a już sama uwaga lekarska bezcenną wartością. Otrzymują i przyjmują – bez sarkazmu i oporów płynących z logiki czy rozsądku – znajome połączenie: tajemnicy (większość pacjentów nie zna składu leków i ich możliwości działania na ludzki organizm), autorytetu (w postaci szanowanego lekarza oraz jego wiedzy naukowej) oraz cudu (bo ta mała pastylka wyleczyła już wiele osób z ciężkich chorób).

Zatem, czy to możliwe, że szczęśliwe zmiany życia u osób korzystających z kwantowych mistyfikacji, wystąpiły na skutek efektu placebo? Czy to możliwe, że kwantowa bajka dla dorosłych to w rzeczy samej cukrowa pastylka? „You are the PLACEBO. Making your mind matter.” To tytuł książki Dr Joe Dispenza, która jeszcze nie doczekała się polskiego tłumaczenia. Opisuje nie tylko zasady działania efektu placebo, ale na bazie połączenia szerokiego spektrum najnowszych badań naukowych, przekonuje, że każdy człowiek jest placebo. „Placebo combines the latest research in neuroscience, biology, psychology, hypnosis, behavioural conditioning and quantum physics to demystify the workings of the placebo effect…and show how the seemingly impossible can become possible”(23) .

Pomyślałam, że gdy tylko książka zostanie przetłumaczona, a cała zawarta w niej wiedza powszechnie dostępna, to Dr Dispenza już nie sprzeda na terenie naszego kraju swoich warsztatów on-line. Jednak ta myśl zaprowadziła mnie do podejrzenia, że bardzo się mylę. Sprzedaż kursów i warsztatów nie zmaleje, ponieważ po pierwsze – w USA oraz innych krajach jest przetłumaczona, dostępna a liczba warsztatów oraz innych produktów on-line rośnie niemal z każdym miesiącem. Po drugie – zjawisko z poprzedniego zdania podpowiada, że ludzie nie chcą czytać i poświęcać swojego czasu. Nie chcą samodzielnego rozwoju. Nie chcą rozwijać stopniowo swojej wiedzy i poznawać siebie. Nie chcą sami zarządzać swoją wolnością. Chcą i potrzebują: pastylki, która obiecuje, że zadziała natychmiast, bez względu na cenę. Dlatego nie można się dziwić, że do kwantowych mistyfikacji ustawiają się kolejki zainteresowanych.

Tymczasem na przykład „Kwantechizm” Dr hab. Andrzeja Dragana nie jest najpopularniejszą książką, choć powinna, zwłaszcza dla osób zafascynowanych fizyką kwantową. Dr Dragan nie obiecuje kwantowych cudów i nie gwarantuje, że za rączkę poprowadzi do spełnienia marzeń na mocy „magii nauki”, dlatego jest „mało interesujący” dla szerokiej publiczności. Zdecydowanie atrakcyjniejsze są kwantowe mistyfikacje.

„Ludzie bardziej niż kiedykolwiek przeświadczeni, że są całkowicie wolni, a tymczasem oni sami ofiarowali nam swoją wolność i potulnie złożyli nam do stóp.”(24) 

Spójrzmy „prawdzie” w oczy…

Zdecydowanie przyjemniej brzmi określenie „nieograniczone możliwości” niż „nieograniczone nieznane”. Sympatyczniej dla ucha brzmią: splątanie, wpływ obserwatora, superpozycja, czyli te wybrane elementy, które wyobraźnia może swobodnie połączyć w cudowne narzędzia manipulowania rzeczywistością. Trudniej o wysiłek intelektualny, by choć spróbować zrozumieć filozoficzne i naukowe interpretacje fizyki kwantowej. Zdecydowanie wygodniej jest wybrać te miłe i lekkie elementy, które bez fatygi można „używać” i zmieniać swój świat. Być może „zasada lenistwa natury”, o której mowa w interpretacji Richarda P. Feynmana, działa w nas tak mocno, że nieświadomie wybieramy „to”, co potencjalnie zużywa najmniej energii i być może właśnie treść wspomnianej zasady, jest odpowiedzią na pytanie „dlaczego dorośli ludzie dają się nabrać?”.

Przeświadczeni o własnej wolności, potulnie składają ją do stóp kwantowych mistyfikatorów, bo mają przyjemne i szybkie „rozwiązania” oraz metody, które tu i teraz pozwalają manipulować rzeczywistością – istna magia (25). Być może, tak naprawdę, nikt nie jest rzucony na pastwę kwantowych mistyfikatorów oraz ich manipulacji i nikogo nie trzeba ratować, ponieważ każdy ma Wolną Wolę – prawda? A na jej mocy, tylko nieliczni wybiorą takie utrudnienia jak: odpowiedzialność, chęć poznania różnorodności punktów widzenia, wiedza, czyli długoterminowe budowanie fundamentów samodzielnego myślenia, by spełnić obowiązek względem siebie, o którym mówił nam Friedrich Nietzsche – obowiązek bycia sobą.

Nie pozostaje mi nic innego jak prosić o wybaczenie, że nie udało mi się dostarczyć precyzyjnej odpowiedzi na postawione na wstępie pytanie i zaprowadziłam nas myślą oraz słowem do kolejnego pytania: co jest w nas ludziach silniejsze – „zasada lenistwa natury” czy Wolna Wola? 

 

Bibliografia:
(1) 1 https://pl.wikipedia.org/wiki/Mistyfikacja
(2) Pragmatycznie o prawdzie. Praca roczna z seminarium Filozofia Pragmatyzmu. Beata Hodorowicz.
(3) https://pl.wikipedia.org/wiki/Eter_(fizyka)
(4) https://pl.wikipedia.org/wiki/Rad_(pierwiastek)
(5) A. Łukasik „Filozoficzne zagadnienia mechaniki kwantowej”, s. 187
(6) J. Gribbin, Encyklopedia fizyki kwantowej, tłum. P. Lewiński, Wydawnictwo Amber, 1998, s. 143.
(7) A. Łukasik „Filozoficzne zagadnienia mechaniki kwantowej”, s. 188
(8) N. Bohr, Fizyka atomowa a wiedza ludzka…, s. 111-112
(9) A. Łukasik „Filozoficzne zagadnienia mechaniki kwantowej”, s. 191
(10) Tamże, str. 193
(11) N. Bohr, Atomic Theory and the Description of Nature, Cambridge University Press, Cambridge 1934, str. 118
(12) A. Łukasik „Filozoficzne zagadnienia mechaniki kwantowej”, s. 193
(13) A. Łukasik „Filozoficzne zagadnienia mechaniki kwantowej”, s. 197
(14) Tamże, str. 198
(15) Tamże, str. 200
(16) J. Gribbin, W poszukiwaniu kota Schródingera…, str. 227
(17) D. Kahneman. Pułapki myślenia. O myśleniu szybkim i wolnym. Tłum. P. Szymczak, Media. Rodzina, Poznań 2012, str. 50
(18) A. Łukasiewicz str. 216
(19) Tamże, str. 217
(20) Tamże, str. 229
(21) Fiodor Dostojewski, Bracia Karamazow. O zgrozo! Wydanie, które zakupiłam jest okradzione z rozdziału Wielki Inkwizytor. Kraków 2014, wydawnictwomg.pl
(22)  Tamże – skan poematu „Wielki Inkwizytor” otrzymany od Profesora Pawła Okołowskiego na seminarium: Antropologia filozoficzna z elementami filozofii religii.
(23) You are the placebo. Dr. Joe Dispenza. Hay House. California. Tekst 2014.
(24) Fiodor Dostojewski. Bracia Karamazow. Poemat Wielki Inkwizytor.
(25) Magia w takim sensie jak opowiada Dr Paweł Okołowski – za myślą Profesora Bogusława Wolniewicza, w wywiadzie https://www.youtube.com/watch?v=t9C4gD16xHo&t=2s od minut 5:40

Ja Beata

You may also like

Leave a reply

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany.